Nie wiem jak Wy, ale my lubimy w wolne chwile odwiedzać nowe lub stare miejsca. W sobotę mieliśmy plany w domu, ale w niedzielę postanowiliśmy wyrwać się na chwilę. W pierwszej kolejności odwiedziliśmy kilka miejsc związanych z pracą (co już niedługo ogłoszę na stronie), ale jak to my połączyliśmy miłe z pożytecznym. Jak już wspominałam kilka razy, mieszkamy w prowincji Alicante, ale jesteśmy oddaleni kilkadziesiąt kilometrów od plaży.
W rzeczywistości dzielą nas góry, które można bardzo łatwo objechać autostradą, lub wybrać się drogą między nimi. Ta jest dużo krótsza, jednak ma wiele zakrętów, dla ludzi o słabym żołądku nie polecam. Znajdziemy na niej często zwolenników dwóch kół (dla nich to po prostu raj) i oczywiście piękne widoki. My wybieramy ją dosyć często.
po prawej stronie można dostrzec resztki śniegu i mrozu
Po godzinie z hakiem dotarliśmy do La Nucia, gdzie w pierwszej kolejności odwiedziliśmy pchli targ (mało lubiany przez Hiszpanów, w większości spotkamy tutaj obcokrajowców), a następnie wybraliśmy się na miłe spotkanie z Magdaleną Diaz (autorka bloga Polish Muffin na obczyźnie) i jej mężem Luisem. Miło czasem sobie pogadać w ojczystym języku, przyznam się Wam szczerze, że odkąd zaczęłam przygodę z blogiem poznałam więcej Polaków niż przez większość lat zamieszkiwania w Hiszpanii.
taki widok będą mieli przyszli mieszkańcy nowego osiedla SIERRA VERDE (na zdjęciu wyżej)
Zjedliśmy razem obiad (co widać na zdjęciach wyżej), a następnie wybraliśmy się do Walencji na targi motoryzacyjne. Tam udaliśmy się w poszukiwaniu naszego wymarzonego auta, co niestety znowu się nie udało.
Sam wstęp na targi jest płatny 6 euro od osoby, można odwiedzić je do 6 grudnia. Znajdziemy oprócz aut, różne atrakcje dla najmłodszych. Moim zdaniem są fajne zniżki na różne samochody, ale organizatorzy brzydko mówiąc dali trochę dupy. Brak miejsc parkingowych dla odwiedzających, więc ludzie parkują, gdzie tylko mogą. Co wiążę się z późniejszym niebezpiecznym poruszaniem się po poboczach i nie tylko.