Budzik zadzwonił bezlitośnie o 5:50, leniwie otworzyłam jedno oko i wyłączyłam go, szepcząc jeszcze 10 minut, Tomek mruknął tak, ale po dziesięciu minutach, które minęło jak dziesięć sekund, trzeba było wstać. Dalej poranna rutyna, czyli kawa, sok, jajecznica z białek, kiwi i ruszamy. Tomek do pracy, a ja dziś mogłam sobie pozwolić na spacer z moim wiernym kompanem Bartem. Zazwyczaj wybieramy się na pobliskie sportowe lotnisko i nad rzekę, ale nie tym razem. Dziś poszliśmy w poszukiwaniu czego innego.
A co znalzłam, sami zobaczcie😉…